Nareszcie jedziemy na plaze! Do pieknej Playa Ancon mamy z Trinidadu 16 km. Oczywiscie okazuje sie, ze nasz autobus wlasnie odjechal a nastepny bedzie za 2 godziny, moze za 3, moze w ogole sie nie zjawi.... Nie dziwi nas to ani nie denerwuje, pobyt na Kubie uczy anielskiej cierpliwosci. Nie mamy innego wyjscia niz wziac taksowke.
Plaza ladna. Pogoda taka sobie. Trzeba miec nasze szczescie, zeby wielkie miasta zwiedzac w 40 stopniowym upale, a potem siedziec na plazy pod zachmurzonym niebem.
Pocieszamy sie DAIQUIRI. Barman pyta Ewe:
"Czy twoja mama jest malarka?"
- Nie
"Czy twoj tata jest rzezbiarzem?"
-Nie
-"W takim razie podziekowania naleza sie Bogu ze wygladasz, tak jak wygladasz"
I jak tu nie lubic Kubanczykow.
Przejasnia sie, chwile mamy ladna pogode, ale to tylko cisza przed burza. Doslownie. W ciagu 5 minut nadciaga ulewa. W biegu wskakujemy do pierwszej lepszej taksowki razem z dwoma Holenderkami. Juz wiemy co oznacza pora deszczowa na Kubie. SCIANE DESZCZU. Modlimy sie zeby kierowca znal droge na pamiec, gdyz nic nie widac.