Tradycyjnie zrywamy się skoro świt, bo już o 6 rano kiszki nam marsza grają. Dziś na śniadanie szamamy empanady ( rodzaj pierożka kukurydzianego z nadzieniem rybnym lub mięsnym - uwaga za jedyne 2 quetzale czyli 1/4 dolara) Korzyść.
W porcie łapiemy taksówkę aby dostać się do naszego nowego hotelu. W połowie drogi kierowca nagle zatrzymuje się i oznajmia, że musi pomóc koledze. Nieśpiesznie wyjmuje nasz sprawny akumulator i przekłada go do rozkraczonego na środku ulicy samochodu. Cała akcja trwa dobre pół godziny, podczas której nikt się nami nie interesuje. Zdążyłyśmy w jej trakcie nawet niepostrzeżenie zrobić zakupy....
Gwatemalskie plaże nie są imponujące, (wielbiciele smażingu nie mają czego tu szukać) nie dla plaż tu przyjechałyśmy, ale jak już jesteśmy w okolicy to nie sposób nie pojechać na słynną Playa Blanca, którą zachwycają się absolutnie wszyscy. Można się na nią dostać tylko łódką ( 100 quetzali - dość drogo, nie da się taniej, probowałyśmy...) Nasza lancha ma przyplynać po nas o 10:20. Spokojnie sączymy sobie gwatemalską kawę ( o której więcej bedzie w kolejnym odcinku) gapimy się na morze, gdy OCZYWIŚCIE grubo przed czasem łódka pojawia się na horyzoncie i znowu słyszymy okrzyki: Venga! Venga! Jakieś déjà vu.
Wbiegamy na pomost. Ewa pędzi przodem, ja za nią.
- Holaaaa aa a a a a - słychać urwane powitanie i moim oczom ukazuje się tyłek Ewy lewitujący nad ziemią. Z pluskiem wpada do wody przytomnie chwytając się rękoma kamiennego pomostu i krzyczy: Plecaaaak!Plecaaak! ( chwała jej za to, że dbała nie o siebie a o nasze dobra, w tym pożyczony aparat fotograficzny) W te pędy rzucam się jej, a raczej plecakowi na pomoc, ale już po chwili sama zaliczam glebę i sunę dupą po omszałym pomoście. Próbuję wstać, ale nie mogę, klapki ślizgają się niemiłosiernie i tańczą niczym gwiazdy na lodzie.
Ludzie wychylają się z łódki i wciągają nas na pokład. Ku naszemu zdziwieniu, wszyscy są mega poważni podczas gdy my w konwulsjach zwijamy się ze śmiechu. Skończyło się na paru siniakach.
Playa Blanca jest faktycznie ładna ( choć do plaż, ktore widziałyśmy na Kubie czy w Azji się nie umywa), dlatego wszyscy się na nią tłumnie zjeżdżają. Wystarczy jednak przejść kilkadziesiąt metrów w lewą stronę, a ma się plażę na wyłączność. Tak też czynimy.