Wieczorne piwo z Frederickiem oczywiście przeciąga się do późnych godzin nocnych. Dołącza do nas Esteban - kumpel Fredericka z Kostaryki, Becky i Kim - Angielki poznane we Flores, dwóch Francuzów o imionach których nie jestem w stanie sobie przypomnieć oraz uwaga dwóch Polaków Adam i Krystian ktorzy przemierzają Amerykę Centralną. Ból głowy w pakiecie.
Jutro w planach mamy wyprawę na czynny wulkan Pacaya, dlatego dzisiejszy dzień spędzamy na ostatecznych zakupach i lataniu po marketach (jakby mało nam było naszego dotychczasowego nadbagażu) oraz oczywiście targowaniu;)
Natomiast naszym nowym odkryciem jest przepyszny deser chocobanano (mrożony banan na patyku w polewie czekoladowej i posypany orzechami) za jedyne 2 quetzale. W ogóle kuchnia gwatemalska okazała się byc lepsza niz się na początku zapowiadało. Byc moze w pierwszych dniach miałyśmy po prostu pecha;) a może nasze kubki smakowe przeszły jakąś transformację? Kto wie;)
Jak tu jedzą? Gwatemalskie śniadanie to obowiązkowo jajka na rożne sposoby podawane ze smażonymi bananami oraz pastą z czarnej fasoli. Klasyk. Można tez dostać amerykańskie pankejki albo napić się mleka ryżowego solo lub o smaku czekolady.
Każda szanująca się comedor (jadłodajnia) w mieście ma swoje menu del dia (menu dnia 18 do 30 quetzali - zazwyczaj jest to ryba, kurczak lub carne ( mięso - wszystko co nie jest drobiem nazywają tu mięsem) podawane z tortillami, sałatką, frytkami, ryżem, bananami, owocami i jakimś dobrym napojem. Jeszcze taniej mozna się najeść na ulicy - najpyszniejsze rzeczy szybko znikają - tostady, gringas, empanady, burrita, quesadille. ( widać tu ogromny wpływ kuchni meksykańskiej) Gdzieniegdzie mozna trafić ceviche - owoce morza w limonce oraz desery z kukurydzy. Gwatemalczycy, jak już pisałysmy i co nadal jest dla nas niepojęte, uwielbiają frytki oraz kurczaka. Zajadają się nimi nawet na Karaibach gdzie pod dostatkiem swieżutkich krewetek i muli....
Po dzisiejszym szale zakupów wsiadamy w chicken busa do Antigua. Z całą miłością i uwielbieniem, jest to nasza ostatnia podróż tym środkiem lokomocji. Na krótkich dystansach jeszcze się sprawdza, ale prawie 3 godziny w ścisku, hałasie, wrzaskach sprzedawców frytek ładujacym się do autobusu na każdym "przystanku" to już dla nas za wiele. Umieszczanie pięciu osób na siedzisku przeznaczonym dla dwóch - też nas przerasta.