Jako, że w Kambodży totalnie zachwyciła mnie plywająca wioska na końcu świata, kolo miasteczka Krakor, z góry założyłam, że Delta Mekongu to na pewno będą moje klimaty i chcę tam spędzić trochę więcej czasu. Można Mekong eksplorować na różne sposoby - najprościej wykupić jedno lub kilku dniową wycieczkę w agencji turystycznej w HCMC....No, ale nie dla mnie tego typu spędy. Lubię zwiedzać w swoim tempie, mniej utartymi szlakami, choćbym miała płacić za to dwa razy więcej i przeklinać pod nosem.Ma być trudniej, weselej, kreatywniej, "prawdziwiej" . Zobaczymy, czy się da :)
Na początek wybieramy miasteczko Ben Tre ( wydaje się mniej oblegane niż sąsiednie My Tho, czytamy, że mało kto z turystów zostaje tam na noc - więc tak jakby stworzone dla nas) Dosyć sprawnie łapiemy autobus nr 39 z dworca Przy markecie Ben Thanh, ktory z kolei wiezie nas na stację autobusową Mien Taj, i tam wsiadamy w transport docelowy.
Ben Tre nie jest aż tak małą mieściną, jakiej sie spodziewałyśmy, udaje nam się znaleźć przyzwoity hotel, ale mamy problem z wynajęciem łódki. W kółko slyszymy, ze najlepiej wykupić " tour" albo zabrać się z innymi turystami, nic to, ze nie chcemy i nie lubimy i wolimy same. W końcu, na pomoście przy naszym hotelu, zaczepiamy milego Pana, który dzwoni po kolegę i po chwili twardych ( z naszej strony) negocjacji, Mekong mamy tylko dla nas. Wyruszamy dosc późno, bo o trzeciej, wiec praktycznie pływamy po kanałach same. Wstępujemy do fabryki cukierków kokosowych gdzie częstują nas zarówno kokosowymi mordkoklejkami jak i kokosowym bimbrem, o dziwo wolimy słodycze niż alkohol i to je kupujemy w ilościach hurtowych;)
Nagle Pan sternik zrywa sie w popłochu, wyciaga tasak, szybko dobija do brzegu i zaczyna się szamotać w "krzaczorach" Nie bardzo wiemy, o co mu chodzi, czy mu pomagać czy uciekać, ale w końcu nasz bohater wraca żeby nakarmić nas przedziwnym owocem ( potem dowiadujemy się, że to byl to bardzo rzadki rodzaj wodnego kokosa)
A puenta? Tym razem nie będzie puenty, bo padłyśmy tego dnia jak zabite.