Budzi mnie lekki deszczyk. Cholera, nie po to przyjeżdzam w sierpniu, żeby trafić na anomalię pogodową pt. pora deszczowa w trakcie pory suchej. Sprawdzam prognozę pogody, uff dziś ma padać, ale od jutra 5 dni upałów - w sam raz na eksplorację wysepek Gili . Z powodu dzisiejszej aury część promów zostaje odwołana. Ale nic nie szkodzi i tak chcialam nocować w Padang Bai, jak tylko wyczytałam, że większość ludzi traktuje to miasto wyłącznie jako miejsce przesiadki w drodze na Gili, a szkoda, bo ponoć ma fajną atmosferę.
Wsiadam w busa (60 tys rupii ) i ruszam do celu. Nie mam zabukowanego noclegu, przejdę się z plecakiem i ogarnę jakieś miejsce do spania na jedną noc. W autobusie poznaję Nadiję -prawniczkę z Manchesteru, o polskich korzeniach, która proponuje, że jakby co mogę spać u niej, bo zdążyła zarezerwować jakąś miejscówkę. Może nie będzie to potrzebne...
Tak tylko na marginesie dodam, że moje totalne odkrycie to JetGo (coś. jak nasz Uber - tylko przyjeżdza po Ciebie skuter, warto ściągnąć tę aplikację (wczesniej zaś kupić jakąkolwiek indonezyjską kartę SIM z internetem w pakiecie ) - można jeździć za grosze. Zresztą Ubera też tu mają, jest jednak nie do końca legalny, lepiej zamawiać Grab.
Szukam noclegu - tak jak sie spodziewałam fajne miejsca zajęte, tanie guesthousy syficzne, ląduję więc gdzieś po środku w Saranga Inn 2 -typ hotelu " żeby gdzieś przekimać" ale jest czysto,a mi nic wiecej nie potrzeba; widok z tarasu też niczego sobie.
Klimat Padangbai - nie przesadzalabym, że jakiś wyjątkowy, ot takie miasteczko portowe, eksploruje wobec tego pobliskie plaże - Blue Lagoon Beach opisywaną jako "nic specjalnego" - moim zdaniem jest piękna, ale może ja mam inny gust ;) a potem przedzieram się przez chaszcze na odludną White Sand Beach, gdzie spotykam Nadiję (prawniczkę z autobusu). Niestety pogoda taka sobie, fale ogromne, kąpiel niewskazana, więc tylko kontemplujemy rzeczywistość, a potem idziemy na kolację.
A po kolacji mały hazard. Zauważamy grupę lokalsów, która zebrała się w kółeczku i bardzo się czymś ekscytuje. Okazuję się, że to pewien rodzaj zakładów pieniężnych:) - w ogromnym skrócie: Pan organizator rzuca kostkami wykrzykując przy tym dużo głośnych slow, a wczesniej każdy obstawia 10 tys rupii - pozostaje tylko czekać jaki obrazek na kostce wypadnie. Jest to mocno nieopłacalna gra, najwiecej kasy cały czas zgarnia Pan organizator. Kiepska byłam z matmy, ale nie aż tak żeby nie zajarzyć, że rachunek prawdopodobieństwa jest niekorzystny dla graczy. Ale jak widać nikomu to nie przeszkadza. Moja nutka hazardzisty idzie dzisiaj jednak grzecznie spać...