Co teraz? Niezmiernie kusi Lombok i dwudniowy trekking na wulkan Rinjani; buty trekkingowe czekają w pogotowiu:) Ale jeśli wyruszę na Lombok, to wątpię, żeby starczyło mi czasu na "przebicie się " do Pemuteran Bay na dalekim północnym zachodzie wyspy. Te problemy ludzi pierwszego świata nie przeszkadzją mi w eksplorowaniu podwodnego świata wyspy Gili. Koniec końców stawiam na Pemuteran odrobinę się oszukując, że tam też w pobliżu przecież "jest jakaś góra".
Od wczoraj kombinuje jak najlepiej i najtaniej się tam dostać. W pierwszej chwili stwierdziłam, że wezmę tzw."public boat " z Gili M na Lombok (płacisz dolara, ale jedziesz dwie godziny) potem zmienię port i wyruszę w podróż nocnym promem (jednak po przejrzeniu opinii w internecie uznalam, ze może jednak nie jest to najbardziej bezpieczne dla samotnie podróżującej kobitki, lepiej wsiąść w prom ktory płynie w ciagu dnia i w ten sposob znowu bede zmuszona do noclegu w Padangbai. No zmuszana juz bylam do gorszych rzeczy ;)
Na dodatek jedyny autobus do Loviny (2 godz drogi od mojego docelowego Pemuteran odchodzi z Padangbai tylko o 9 rano, mam nadzieje ze bedą miejsca, bo jak nie to... nie wiem co ! W sumie to zanudzam tymi szczegółami tylko dlatego jakby kiedyś przyszła komuś do głowy równie kretyńska indonezyjska trasa to te informacje mogą się przydać ;) A i dedykuje ten wpis miłemu Panu, który napisał na tym blogu, że Bali to jak wyjazd do Ciechocinka ;)))) No jak się wynajmie prywatnego kierowcę za dwa miliony rupii to może i tak. Dla mnie "bycie w trasie" i podróż jest równie ważne jak dotarcie do celu, ale tym razem naprawde chciałabym cel osiągnąć . W przeciwnym razie mogę zostac na Gili na zawsze, jest tu bosko!
Ps.
Z planu oczywiscie nici, łodka z Gili do Bengsal co prawda kosztuje dolara ale płynie 20 minut a nie 2 godziny ;) - niech żyją informacje internetowe :))) po raz pierwszy od mojego przyjazdu jestem w kropce, otoczona portową mafią, która z ceny nie zejdzie:) autobus do Lembar na prom to kolejne 150 tys rupii, przestaje mi się ta podróz w ogóle kalkulować. Siadam i myślę, co dalej zrobić , próbując usłyszeć swoje myśli wśród okrzyków lokalesow "taxi" "taxi" . Ostateczne bukuje fastboat do Amed (400 tys rupii) tam moge podjechac do Culik i łapać jakieś bemo na polnoc :) ale dzis mam serdecznie dość i żałuje, że w ogole ruszylam się z Gili.
Tak to jest jak podrózujesz bez planu, musi być jakaś kosztowna wtopa.
Ps.2
Siedzę, jem nasi campur, piję kawę, czytam o Amed i stwierdzam, że tam przenocuję. Może będzie fajnie, w końcu jakaś energia mnie tam ściągnela ;) wraca pozytywne myślenie. Na wszelki wypadek rezerwuje pokój z widokiem na morze:)