Po miłej, rozśpiewanej nocy zakrapianej Bintangiem i towarzystwem Francuza Roma (6 miesiecy podróży, zazdrość ) trza się jednak zebrać do Culik a tam wsiąść w bemo . Nie jest to proste, tutaj aplikacje typu Grab czy Jetgo nie działają , za duże zadupie. W końcu podwozi mnie jedna z kucharek z naszego guesthousu (trójka pozostałych gości musi poczekać na swoje naleśniki do wyboru z bananem albo "fejnaple" - tak tu akurat nazwali ananasa) kucharka ma 16 lat i jeździ skuterem jak rajdowiec, szacun, w Culik w ogóle nie ma turystow, wiec szybko przejmują mnie lokalsi i każą czekać na bemo w cieniu, sami zas w słońcu i upale wypatrują jakiegoś środka transportu. Mija pół godziny, pytam ile jeszcze , pokazują na palcach 2. Hm...2 minuty ???? Po nieznośnie długiej chwili pytam ponownie, tym razem pokazują 5 palcow. Dobra, nic nie kumam. Gdy Mija póltorej godziny uznaję, że trzeba wziąć sprawę w swoje ręce. Biorę kartkę papieru, bazgrzę na niej "Singaraja" i próbuję złapać stopa. Przyznam nie jest łatwo, nikt nie jedzie tak daleko, ale w końcu pojawia się mój wybawca i wkrótce podróżuję sobie luksusowym klimatyzowanym suzuki , na dodatek jak mi się gdzieś podoba, to się zatrzymujemy :) mini zwiedzanie. Miło się gawędzi, wiec Pan proponuje, że zawiezie mnie kawalek dalej do Loviny, pokazać mi hotel w którym pracuje, zgadzam się, bo zawsze to kilka km do przodu. Mój kierowca okazuje się być jakimś "control menedżerem" w wypasionym resorcie i pozwala mi skorzystac ze wszystkiego na co mam ochotę - nocleg półtora miliona rupii- mój budżet na 4 dni ;)
Z Loviny o taxi skuter do Pemuteran już nie jest trudno, jednak mój wybawca mówi, że w sumie za 100 tys rupii może mnie zawieźć do celu. Uznaje to za deal stulecia i proszę o transport do jakiejś jadłodajni - umieram z głodu.
Chcę w Pemuteran zwolnić odrobinę tempo i mało się ruszać, bo całkowity bezruch jest mi jednak obcy, wypoczywam aktywnie - wrażeniowo, leżenie plackiem to dla mnie piekło . Jest to też doskonała okazja do odwiedzenia mojego znajomego z Zakopanego, ktory jakiś czas temu przeprowadził się na Bali, a którego nie widziałam kilka lat:) Twierdzi, że tu jest najpiękniej i najspokojniej, na plaży obowiązuje zasada "hassle free" nikt nie ma prawa zaczepić, zaproponować masażu czy bransoletki. No to zobaczymy ;)