Dzisiejszy dzien zatarl wczorajsze niemile wrazenie. Dolina Vinales w pelnym sloncu wyglada przepieknie. Robimy 14 kilometrowy spacer po okolicznych mogotach i czujemy sie jak w JURRASIC PARK - wszedzie wielkie wazki, orly i wapienne wzgorza. Krotki przystanek na rum z owocami.... a potem za jedyne 10 CUP palaszujemy ananasa z miodem podanego przez sympatycznego dziadka z przydroznej budki, ktory zanim nas poznal myslal ze wszyscy w Polsce sa czarni.
Musimy wygladac na zmeczone bo w drodze powrotnej jakis kierowca lituje sie nad nami i proponuje podwiezienie. Tym samym "zaliczamy" kolejny sposob komunikacji na Kubie - stopa. Jazda na pace pick upa z innymi Kubanczykami konczy nasza zle rozpoczeta przygode w Vinales.
CHCEMY NAD MORZE!!!!!!!!!
PS. Zdjecia postaramy sie wrzucic jutro, gdyz internet na Kubie jest masakrycznie wolny, a w Vinales caly czas sa przerwy w dostawie pradu.
PS 2. Orientujemy sie, ze wlasciciel naszej casa particular pracuje w barze hotelu "La Ermita" ktory "Lonely Planet"poleca jako miejsce z najlepszymi drinkami. Prosimy o zrobienie mojito. Potwierdzamy - najlepsze na Kubie.
PS 3. Mowi ze sie ostatnio Kuba jest modna wsrod Polakow, ale tak naprawde w wiekszosci jezdza oni do osrodkow "all inclusive". Tym wieksze jest nasze zdziwienie, gdy na ryneczku w Vinales spotykamy ekipe ze Szczecina!!!! i Wroclawia. Wymieniamy sie doswiadczeniami. Jesli juz wrociliscie i to czytacie to pozdrawiamy:))))