Dzis wielki dzien. Marzenie Gosi sie spelnia. Jednym z powodow - nie najwazniejszym, ale waznym - odwiedzenia Kuby byla chec zetkniecia sie z kultura santerii. Santeria to niespotykana nigdzie indziej na swiecie religia - kult, majaca swe korzenie w zachodnioafrykanskiej kulturze, ktora na Kubie wymieszaal sie z elementami katolicyzmu. Jej przedstawiciele czcza bostwa zwane ORISZAMI, do ktorych zwracaja sie po porady w sprawach duchowych i przyziemnych. Najwazniejsza osoba w kazdej wspolnocie jest SANTERO - BABALAO czyli najwyzszy kaplan. Wlasnie z kims takim chcialsmy sie spotkac. Tracilysmy juz nadzieje, bo dla turystow to prawie niemozliwe - trzeba znac kogos kto cie wprowadzi. Ale na pomoc przyszla nam Tanja, poznana pare dni temu w Trinidadzie Kubanka, ktora przez caly pobyt zupelnie bezinteresownie pomagala nam poznac miasto od podszewki i to wlasnie ona zaprowadzila nas o swicie!!! do BABALAO.
Wchodzimy do dusznego domu. Pierwsza rzecz, ktora rzuca sie nam w oczy to oltarzyk z owocami, winem, pieniedzmi i innymi darami dla ORISZOW. BABALAO zaprasza nas do swojego pokoiku. Kazda z nas po kolei przykrywa sie bialym plotnem i kladzie stopy na bambusowej macie. BABALAO caly czas mruczy pod nosem i wrozy nam za pomoca kamykow, muszelek i paciorkow. Nie zdradzimy wszystkiego czego sie dowiedzialysmy:) ale po powrocie do kraju Gosia na pewno umyje drzwi do domu, a Ewa natrze sie cynamonem i wypùsci golebia z reki... Gosi BABALAO proponuje rytual, ale musialybymy czekac, a nie bardzo mamy czas. Szkoda, bo dowiadujemy sie, ze Gosia mialaby nacierana glowe wyciagiem z kokosa, jakiegos zwierzecia oraz blotem ze swoich butow!
Spieszymy sie bo zaraz odjezdza autobus do REMEDIOS - naszego nastepnego przystanku. Pierwotnie mialysmy dojechac az do Santiago de Cuba i Baracoa - na sam poludniowy wschod wyspy, ale zmienilsmy plany gdyz dowiedzialysmy sie, ze jedyny na Kubie szybki pociag chwilowo...nie dziala i podroz zajmie nam pare dni.
W przewodniku cztamy, ze Remedios jest raczej omijane przez turystow wiec... JEDZIEMY! Wszyscy poznani w Trinidadzie podroznicy dziwia sie dlaczego akurat taki wybor. Nawet kierowca autobusu slyszac ze chcemy wysiasc w Remedios pyta sie "son de aca" - "to wy jestescie stad". A tymczasem ladujemy w Raju!!!! Miasteczko jest bardzo ladne, ma pare ciekawych zabytkow, turystow nie widac. Wszedzie placi sie w CUP - monecie lokalnej. Jemy obiad za grosze w restauracji dla Kubanczykow. Nareszcie znajdujemy prawdziwa Kube!!!!!