Jet lag dal nam sie we znaki, noc ktora tak naprawde byla dla nas dniem, zdawala sie nie miec konca. Dlatego juz o 8 rano wyruszylysmy zobaczyc Mexico City. Dzieki temu uniknelysmy dzikich tlumow, ktore zalewaja centrum juz od poludnia.
Najpierw dwugodzinny spacer po Centro Historico. Mialysmy farta - jest niedziela- wstepy do wszystkich muzeow i zabytkow bezplatne. Catedra Metropolitana, Palacio Nacional, Templo Mayor ( ruiny azteckiego miasta)...
Potem wybralysmy sie na miejscowe targi - La Lagunilla, Mercado de la Merced i Mercado de Sonora
(to ostatnie slynie z ogromnego wyboru ziol, magicznych preparatow, ktore wciskaja ludziom roznej masci znachorzy)
Z ostatniego placu musialysmy sie ewakuowac, gdyz ktos wszczal bojke i mili panowie policjanci poradzili nam odwrot.
Swoja droga policja w M.C. stoi na kazdym rogu, co nie stwarza poczucia bezpieczenstwa,a raczej budzi niepokoj.
Niezrazone niepowodzeniem na lokalnym bazarze, pojechalysmy do Xochmilco - jedynych pozostalosci prekolumbijskich miast na wodzie. Wynajelysmy lodke (ostro sie wczesniej targujac) i w towarzystwie rozspiewanych Mariachi spedzilysmy reszte dnia. Bardzo duzo Meksykanczykow spedza na tych "plywajacych ogrodach" wolne chwile.
Jutro rano wylot do Havany.
PS. FABIAN podlewaj kwiatki